Jerzy Trela: Mówcie mi Konrad!
20 lipca 2018, 12:50
Przebudzenie młodości
Jerzy Trela urodził się 14 marca 1942 roku we wsi Leńcze, w województwie małopolskim, na pogórzu beskidzkim, nieopodal Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej. Ojciec Józef Trela, był maszynistą, matka Janina z domu Krzeszowska prowadziła wyszynk koło stacji kolejowej.
Artystyczne zdolności przejawiał już jako nastolatek. Jako trzynastoletni chłopiec podczas pobytu w szpitalu, rysował portrety pacjentów: ,,Był na sali facet, który powiedział, że nie będę rozdawał obrazków za darmo. Za każdy brał 10, 20 złotych i dawał mnie. To były moje pierwsze pieniądze”. Po ukończeniu edukacji w szkole podstawowej zamiast technikum kolejowego wybiera Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Krakowie, do którego uczęszczali m.in. Roman Polański i Ryszard Horowitz, Jacek Waltoś, Zofia Kucówna czy Mieczysław Voit. Wolą matki aktora było ukończenie liceum kolejowego, by mógł jak jego ojciec pracować na kolei. Zrobił wszystko by do tej szkoły się nie dostać, mając w pamięci śmiertelny wypadek ojca, który przed laty zginął w wypadku na kolei. Matka nie była zadowolona z wyboru syna, choć po jej śmieci w portfelu, który skrzętnie ukrywała w kufrze znalazł wycinki z gazet, przedstawiające recenzje z jego spektakli:
Do 1992 roku żyła mama- na pozór niepogodzona z tym, że został aktorem, a nie kolejarzem. Choć sama grała w teatrze amatorskim, chciała, by Jerzy miał poważny zawód. Po jej śmierci syn znalazł w jej rzeczach zbiór wycinków z gazet, recenzji i fotografii z jego przedstawień. Kryła to za życia, za różne rzeczy mnie chwaliła, za aktorstwo nie. Aktor często wraca do rodzinnych stron. W Leńczy wyremontował rodzinny dom, ,,wokół którego rosną drzewa jeszcze z czasów jego dzieciństwa. Pani architekt mówiła, że szkoda pieniędzy, ale serce wzięło górę.
Wspomnienia z czasów szkolnych Jerzego Treli, to także pierwsze aktorskie uniesienia: ,,Od dziecka nie znosiłem uczenia się wierszy na pamięć. W liceum, jak na złość, mieliśmy polonistkę zauroczoną recytacją. Co tydzień zadawała jakiś wiersz. Ja polecenia bojkotowałem. W efekcie miałem w dzienniku siedem dwój, groził mi niedostateczny na semestr. Koledzy zaczęli mnie namawiać: naucz się czegoś i zgłoś się. Przygotowałem więc Śmierć Pułkownika. Gdy powiedziałem wiersz, profesorka wpisała do dziennika czwórkę, ale ołówkiem. Po jakimś czasie zaproponowała mi udział w konkursie recytatorskim. Powiedziała: Masz taki piękny głos, że możesz odnieść sukces. Przypomniałem sobie tę czwórkę wpisaną ołówkiem i... zgodziłem się. Zakwalifikowałem się aż do eliminacji regionalnych i stałem się największym sukcesem recytatorskim pani profesor. Od tej pory byłem stałym elementem artystycznym wszystkich akademii. Dzień Kobiet, Dzień Dziecka - najpierw przemówienie, potem ja ze Śmiercią Pułkownika. Aż koledzy dopadli mnie na korytarzu i zapowiedzieli, że mi wleją, jak nie zmienię repertuaru. Nauczyłem się Sokratesa tańczącego Tuwima i miałem już dwa wiersze na zmianę”.
Po maturze z racji, złej sytuacji materialnej, aktor nie zdawał egzaminów na studia, ale rozpoczął pracę w Teatrze Lalkowym Miś w Nowej Hucie, przy Zakładowym Domu Kultury. Do egzaminów do szkoły teatralnej przystąpił w 1965 roku. Wybrał szkołę krakowską, i dostał się z sukcesem - ,,wyprzedził go w punktacji tylko Leszek Teleszyński, obdarzony nieprzeciętnymi warunkami fizycznymi...”.
,, Na egzaminy przygotowałem cztery teksty - wymaganych było osiem - bo nie byłem do końca zdecydowany. Chciałem też zdawać na ASP. Staję przed komisją, mówię pierwszy tekst, drugi, trzeci, kończę czwarty - Sokrates tańczący Tuwima- nic więcej nie mam. I słyszę tubalny głos: A dajcież wy mu już święty spokój!. Myślałem, że to koniec, ale nazajutrz okazał się, że jestem drugi na liście. A głos należał do Zofii Jaroszewskiej”. Na roku wraz z Jerzym Trelą, studiowali równie wybitni aktorzy, m.in.: Marian Dziędziel, Henryk Talar, Leszek Teleszyński, Jerzy Federowicz czy Wiesław Wójcik.
Z racji wieku i dojrzałości - Trela rozpoczął studia w wieku dwudziestu trzech lat, był starszy od swoich kolegów średnio o cztery, a nawet pięć lat - zaprzyjaźnił się z rocznikiem o rok starszym, na którym studiowali bliżsi mu wiekiem Wojciech Pszoniak i Krzysztof Jasiński, a także Olgierd Łukaszewicz, Jan Łukowski, Mieczysław Franaszek, Jerzy Schejbal i Aleksander Gierczak. To właśnie spośród tej grupy rekrutowali się założyciele Teatru STU. Powstał w lutym 1996 roku.
Wyjątkowy aktor dla wyjątkowych ról
Gdy jesienią 1970 roku Trela otrzymał angaż w krakowskim Starym Tetrze, Konrad Swinarski obsadził go w dwóch spektaklach: Żegnaj, Judaszu i Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Jerzy Jarocki dwa lata później obsadził aktora w Szewcach i Matce Witkacego. W tym samym roku otrzymał od Swinarskiego propozycję zagrania Gustawa-Konrada.
Uważano, że Trela nie ma tak zwanych warunków - jest zanadto plebejski, szorstki, ma przyciężką wymowę, niedostatecznie giętką dla romantycznego wiersza. Człowiek o warunkach faceta spod budki z piwem, napisano o nim, doceniając zresztą intuicję reżysera. Swinarski znał go jednak z wcześniejszej pracy, mógł go zatem obserwować, i rozpoznać pewną wewnętrzną dyspozycję, niedostrzeganą wcześniej: Trela, również prywatnie, był człowiekiem głęboko skrywającym wrażliwość, boleśnie doświadczoną w starciu ze światem - dlatego łatwiej mu było komunikować się za pomocą groteski i ironii. Były one maską dla tej wrażliwości.
Aktor obawiał się roli mickiewiczowskiego Konrada - ,,Ta rola była potężnym wyzwaniem, bo wiedziałem, że nie jestem w stanie zrobić tego, co Gustaw Holoubek u Kazimierza Dejmka w pamiętnych ,,Dziadach” z 1968 roku. Ale Swinarski chciał innego bohatera. Człowieka zwykłego. Jego Konrad zszedł z piedestału, wszedł na scenę z ulicy. To nie miała być tylko walka z zewnętrznym zniewoleniem, ale też z tym wewnętrznym, z samym sobą".
Rolę Gustawa- Konrada, Jerzy Trela grał przez 10 lat, to znaczy, że aż trzysta sześćdziesiąt razy wychodził na scenę. Rola ta ,,stała się czymś więcej niż tylko teatralną rolą. Zrosła się z jego aktorskim wizerunkiem na długo, dała mu też okazję do przeżyć, które przekraczały granice teatru- albo raczej doświadczały szczególnym, rzadko występującym zespoleniem życia i teatru”.
Rok później Swinarski zdecydował się wystawić Wyzwolenie Wyspiańskiego, a w rolę Konrada wcielił się Jerzy Trela. Premiera Wyzwolenia miała miejsce 30 maja 1974 roku. ,,Konrad Jerzego Treli - mordercza rola wymagająca ogromnego napięcia psychicznego i fizycznego wysiłku. Trela, pewniejszy siebie po ,,Dziadach”, a więc głębszy, bardziej zwrócony do wewnątrz, dźwiga odpowiedzialność za cały proces dochodzenia do prawdy bohatera Wyspiańskiego, za cały jego tragizm i całe jego szaleństwo. Jest autentyczny, dociekliwy i przejmujący. Zwłaszcza w scenie modlitwy, gdy wydaje się zadręczony przez Maski - fałszywych lekarzy”. Dla aktora była to rola niezwykle generująca, ,, może najważniejsza w życiu- jedna z niewielu takich, z którą mógł się w pełni identyfikować”.
,,Wyzwolenie Wyspiańskiego to niesamowita kopalnia wątków, myśli, spirala obsesji, wątpliwości i pragnień... Praca nad Wyzwoleniem była pasjonująca - razem ze Swinarskim próbowaliśmy dotrzeć do istoty dramatycznego przesłania, do samego spodu, dokopać się, wgryźć w najgłębsze pokłady myśli aktora i zrozumieć, o co chodzi. Chcieliśmy rozwiązać łamigłówkę Konrada. To było jak smakowanie najważniejszego gatunku sztuki”.
Do pracy trzeba podchodzić uczciwie. Jak się robi letnio, to sztuka wychodzi nijaka. - Jerzy Trela.
Źródła powstania tekstu:
1. Trela, Beata Guczalska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015, str. 21, 23, 24-26, 28, 33, 50, 52, 63, 73, 74, 331, 333, 344-345.
2. https://culture.pl/pl/tworca/jerzy-trela
3. //www.gazetawroclawska.pl/artykul/9383957,jerzy-trela-zero-uzalania-sie-nad-soba,id,t.html
4. https://www.polskieradio.pl/9/735/Artykul/1244876,Jerzy-Trela-zostal-aktorem-przez-rodzinny-dramat