Jose, nastolatek, który udowadnia, że wegańska dieta to nie tylko liście i trochę owoców! Jego Instagram wygląda… pysznie!
Seriale przełomu tysiącleci - część druga
07 września 2020, 10:36
Nie zawsze jednak był to tak oczywiste. Oglądając współczesne seriale, łatwo zapomnieć, jak jeszcze w latach 90. wyglądały typowe telewizyjne produkcje. I jak rzadkie były wielkie budżety i występy gwiazd światowego formatu. Charakter dzisiejszych serial zawdzięczamy w dużej mierze sukcesom kilku wybitnym produkcjom z przełomu tysiącleci. Perełkom, które do dzisiaj potrafią na długie godziny wbić w fotel. Zanim więc wrócicie na swoją ulubioną platformę streamingu, zapraszamy was do lektury drugiej części naszej nostalgicznej podróży po serialach przełomu tysiącleci.
Sześć stóp pod ziemią
Kolejny, znakomity serial HBO z przełomu tysiącleci. Startujące dwa lata po legendarnej “Rodzinie Soprano”, “Sześć stóp pod ziemią” może nie doczekało się aż tak licznej rzeszy fanów, ale nie ustępuje mu poziomem. Momentami tragikomiczne losy Fisherów doczekały się pięciu, wciągających sezonów. Nie za poważna, a jednocześnie ciepła, mimo dość grobowej atmosfery opowieść o prowadzącej dom pogrzebowy rodzinie to jeden z najlepszych dramatów obyczajowych, jakie wciąż znajdziecie.
Jak mówić o rzeczach ważnych? Ciekawie… i w otoczeniu śmierci. Twórca “Sześciu stóp pod ziemią” Alan Ball znalazł całkiem prostą i skuteczną odpowiedź.
Świat gliniarzy
Przyzwyczajonym do dzisiejszych standardów kinowej brutalności, “The Shield” może nie nie wydawać się już tak szokującą produkcją jak kiedyś. Nie jest to też serial równie złożony i subtelny jak “the Wire”... ani ambitny. Co z tego, jeżeli wciąż dostarcza tyle radości? Mimo upływu lat, “The shield” to wciąż jeden z najlepszych seriali policyjnych, jakie stworzono. Twórcy zabierają nas do świata skorumpowanych i rządzących się swoimi prawami gliniarzy. Oklepany tyle razy motyw odżywa dzięki wyrazistym postaciom, całkiem niezłemu aktorstwu i trzymającemu w napięciu scenariuszowi.
Życie na fali
Seriali opisujących historie rozpieszczonych nastolatków z wyższych sfer jest całkiem sporo… Ale pierwszym z nich był zdecydowanie “The O.C.”. Debiutujące w 2003 roku “Życie na fali” miało wszystko, co potrzebne jest do sukcesu: kalifornijskie plaże, ładnych aktorów i… nie najgorszy scenariusz. Losy pochodzących z najbogatszego hrabstwa Kalifornii nastolatków, mimo upływu tylu lat, to wciąż całkiem niezła, choć płytka rozrywka. W przeciwieństwie do swoich licznych następców, “Życie na fali” ma jeszcze jeden zasadniczy plus. Całkiem sporo pozytywnej energii.
24
Swego czasu na punkcie tego serialu szalała spora część świata. I trzeba przyznać, całkowicie zasłużenie. “24” bierze na tapetę oklepane wątki terroryzmu czy spisku, ale przedstawia je w oryginalnej formule. Minuta po minucie… przez dwadzieścia cztery godziny. Dodajmy, że trzymające w napięciu przez każdą sekundę. Rewolucyjny w formie… Choć nikt później nie powtórzył już jego sukcesu.
“24” to doskonała fabuła, rozmach i znakomita rola Kiefera Sutherlanda.To wszystko zaprocentowało zbyt wielką, moim zdaniem, liczbą nie zawsze wartościowych sezonów. Mimo to, początki “24” to wciąż niedościgniony wzór dla wielu seriali akcji.
Dr House
Seriali medycznych było i będzie wiele. Ale takiego jak "Dr. House" chyba nigdy już się nie doczekamy… Możemy kłócić się, czy kuśtykający przez 7 sezonów i rzucający na prawo i lewo złośliwościami lekarz nie przestał być w pewnym momencie zabawny. Ciężko jednak sprzeczać się, jak ogromny wpływ na rynek telewizyjny wywarła ta produkcja... I jak wielu genialnych, ale trudnych w obyciu bohaterów zajęło się nagle w serialach leczeniem ludzi czy rozwiązywaniem morderstw.
Lost
Zdradzę wam wam wstydliwy sekret. To przy “Zagubionych” traciłem swoje serialowe dziewictwo. Był to pierwszy serial, który porwał mnie i nie wypuścił aż do ostatniego odcinka. Po latach wróciłem do niego i muszę powiedzieć, że to wciąż niesamowicie wciągająca produkcja. Startujący w 2001 roku “Zagubieni” opowiadają historię rozbitków lotu 815 i ich życia na, wydawałoby się, bezludnej wyspie. Ciekawy fabularnie koncept, J.J. Abrams (chyba nie muszę nikomu tego Pana przedstawiać) wzbogacił o oryginalne retrospekcje głównych bohaterów i tajemniczą warstwę nadprzyrodzoną.
Mateusz Kaczyński