Vivien Leigh. Nie przeminęła z wiatrem
10 września 2018, 11:31
Aktorki do roli Scarlett O’Hary David O. Selznick poszukiwał przez dwa i pół roku. W grudniu 1938 roku praca na planie ,,Przeminęło z wiatrem” miała rozpocząć się bez udziału głównej bohaterki.
Dublerzy Scarlett i Rhetta czekali tylko na znak, żeby wskoczyć do powozu, którym mieli przejechać przez płonące ulice miasta.Selznick na poszukiwania odpowiedniej kandydatki wydał około pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Sam brał udział w przesłuchaniach, poddając rygorystycznej selekcji setki młodych kobiet. ,, Wyglądało na to, że znana na całym świecie bohaterka książki Margaret Mitchell, której obwód w talii wynosił czterdzieści trzy centymetry i był najmniejszy w trzech hrabstwach Georgii, nigdy się nie pojawi”. Gdy brat Selznicka, Myron spotkał się na kolacji ze słynnym angielskim aktorem Laurence’em Olivierem, towarzyszyła mu tajemnicza kobieta, która przykuła uwagę producenta. Była to Vivien Leigh, na którą Selznick wpatrywał się z niedowierzaniem.
Była właśnie taką Scarlett O’Harą, jaką opisała Margaret Mitchell. Mimo słodkiej twarzyczki jej zielone oczy miały buntowniczy, żądny życia wyraz, zdecydowanie sprzeczny z eleganckim sposobem bycia. Takiej dwoistej osobowości szukał u każdej dziewczyny, z którą rozmawiał, poszukując idealnej odtwórczyni tej roli.
Ów jej towarzysz - ,, oczywisty następca tronu w angielskim teatrze”, młody i przystojny. Dla siebie porzucili rodziny, Olivier - żonę i syna, Vivien - męża i córkę.
,,Był to wielki, spektakularny romans, a teraz czekała ją wielka, spektakularna rola. Mimo przeszkód, które nawet tak wytrawny gracz jak Selznick uznałby za niemożliwe do pokonania, Vivien przejechała pół świata, by zdobyć wszystko, czego pragnęła”.
***
Po raz pierwszy spotkała Laurence’a Oliviera w 1934 roku, gdy grał w sztuce ,,Biography”, potem w ,,Queen of Scots” i ,,Theatre Royal”. Ta ostatnia dogłębnie zauroczyła Vivien. ,,Miała przed sobą młodego, przystojnego mężczyznę, jego ciemne oczy lśniły, spodnie opinały wąskie biodra, rozpięta przy szyi biała koszula odsłaniała klatkę piersiową, wygłaszał niezwykłe kwestie i skakał przez balkon w dynamicznym stylu Douglasa Fairbanksa”.
Poznała go w restauracji Savoy Grill w Londynie. Olivier jadł kolację ze swoją żoną Jill Esmond. Przywitał się lekceważącą z Vivien, ale jednak zauważyła ,,jego odruchową reakcję, kiedy mocno uścisnęła mu dłoń i obdarzyła go swoim olśniewającym uśmiechem, który był jej znakiem rozpoznawczym”. Od tego wieczoru myślała wyłącznie o nim. Zmienił się też jej stosunek do męża, ,,przybrał postać neutralnej sympatii”. ,,Co prawda był kochany i słodki, ale gdy brali ślub ona była zbyt młoda i niedoświadczona, by znać wielką namiętność czy też jej pragnąć”. A w dodatku był aktorem, więc wspólna pasja była dodatkowo magnetyzująca. Była pewna, że ,,taki mężczyzna jak Olivier nie tylko ją zrozumie, lecz również pomoże jej się spełnić w tej dziedzinie”.
***
Culver City, wytwórnia Selznicka. Pożar Atlanty, niebo aż rwie od czerwoności. W takich realiach następuje historyczny moment.
Kiedy [Myron] mi ją przedstawił, płomienie oświetlały jej twarz (…) Spojrzałem tylko raz i od razu wiedziałem, że będzie się nadawała, a przynajmniej (…) ja sam właśnie tak wyobrażałem sobie Scarlett O’Harę. Nigdy nie otrząsnąłem się z tego pierwszego wrażenia.
Zdjęcia z Vivien, jako ostatnie wyznaczono na 21 grudnia 1938 roku. W sekretnej korespondencji z 4 stycznia 1939 roku do Johna Haya Whitneya (jednego ze współudziałowców), Selznick, napisał: ,,Korda zgodzi się, jeśli poza Przeminęło z wiatrem będzie miał jeszcze drugi film. Innymi słowy, my mielibyśmy ,, Przeminęło z wiatrem” i jeden film, potem jeden dla Kordy i jedne dla nas. W ten sposób zbijemy majątek dla tego szczęściarza Węgra. Jeśli natomiast Leigh okaże się tak dobra, jak na to liczymy, to uważam, że my również jesteśmy szczęściarzami i nie powinniśmy się martwić, że ktoś inny też będzie coś z tego miał”.
W komunikacie prasowym liczącym siedemset pięćdziesiąt słów, trzy tygodnie po Bożym Narodzeniu, już po próbnym makijażu, przymiarkach kostiumów i lekcjach południowego akcentu, oznajmił, że to Vivien Leigh zagra Scarlett O’ Harę. Pracę nad produkcją rozpoczęto 26 stycznia 1939 roku od sceny na ganku Tary, gdzie Scarlett kokietuje młodych mężczyzn. ,,Miała na sobie kwiecistą, głęboko wyciętą muślinową suknię, zaprojektowaną przez Waltera Plunketta. (Tę scenę nakręcono później powtórnie, ponieważ Selznick wolał białą sukienkę z falbankami, w której Scarlett wyglądała skromniej)”.
Drugi reżyser Victor Fleming uważał wrażliwość George’a Cukor’a (pierwszego reżysera) i jego zaangażowanie w pracę nad filmem ,, za oznakę zniewieściałości i od samego początki traktował Vivien jak męski szowinista. Dzięki niemu zyskała miano ,,fidli-didli”. W jej obecności wykrzyczał do kostiumologa Waltera Plunketta: ,,Do diabła, trzeba odsłonić jej cycki”. Od tej chwili Vivien była zmuszona obwiązywać piersi taśmą, by były blisko siebie, uniesione wysoko, ,, odsłaniając głębszy rowek”.
Praca z partnerującym jej Clarkiem Gable zrodziła się do współzawodnictwa. Uważała go za leniwego, nie bystrego i opornego partnera, choć imponowała jej jego szarmanckość i serdeczność. Nie rozumiała dlaczego wychodzi z planu o szóstej, tak jakby pracował w biurze, podczas gdy ona wychodziła ze studia późnym wieczorem, pracując sześć, siedem dni w tygodniu. ,, Dlaczego tak się z tym pieprzycie? – mówiła do Gable’a i Fleminga, kiedy aktor robił sobie przerwę na odpoczynek. Obaj uwielbiali jej niewyparzony język, jednak Clarke’a zniechęcał intelekt Vivien i jej oddanie pracy. Mimo to nauczył ja grać w tryktraka, a ona za każdym razem wygrywała. Nauczyła go gry w okręty, lecz tutaj też nie miał szans”. Najbardziej zniechęcał ją nieświeży oddech Gable’a, który nosił sztuczną protezę. ,,Dobre maniery nie pozwalały na zrobienie żadnej uwagi, co dodatkowo wzmagało jej niechęć do niego”.
***
Po zakończeniu zdjęć do ,, Cezara i Kleopatry” Vivien popadła w głęboką depresję. Olivier tłumaczył ten stan ,,napięciem emocjonalnym związanym z pracą nad filmem, utratą dziecka i ogólną sytuacją na świecie”. Współczuł jej, ale nie traktował tych symptomów zbyt poważnie. Jednak pewnego wieczoru podczas ich wspólnej kolacji nastrój Vivien uległ znacznemu pogorszeniu.
Zaczęła chodzić po pokoju jak rozjuszona lwica w klatce, której odebrano młode. Jej głos nabrał przenikliwych, ostrych tonów, a kiedy Olivier próbował ją uspokoić, zaatakował go, początkowo słownie, później fizycznie. Po raz pierwszy wydawała mu się całkowicie obcą osobą i nie miał pojęcia, kogo mógłby wezwać na pomoc. Byli nadal bardzo w sobie zakochani, jednak ten atak zrobił na Olivierze przytłaczające wrażenie. W napadzie histerii Vivien oskarżała go, mówiła bezsensownie, okrutne rzeczy, zachowywała się jak paranoiczka.
Podczas jednego z nich, zapytana, czy zamierza wrócić do aktorstwa, odpowiedziała:
Czy wyrzekam się Hollywood? W żadnym wypadku! - Na pewno tam wrócę, jeśli będzie jakiś film do zrobienia. Polecę tam samolotem. Podczas choroby przemyślałam wiele spraw. Czułam się całkowicie wyczerpana i nie miałam zamiaru wracać na scenę ani przed kamery. Jednak zmierzyłam się z tym problemem i wytyczyłam sobie nową drogę życia. Będę równie ciężko pracować, lecz także intensywnie odpoczywać. Będę się wcześnie kładła spać. A jeśli chodzi o Ścieżkę słoni, to nie należy winić słoni. - dodała ze złośliwym uśmiechem.
Choroba psychiczna, nie jest przeziębieniem. ,, Vivien nie mogła po prostu tego odchorować, a potem wyzdrowieć”. Żyła obawą, że jej stan może pchnąć Oliviera w ramiona innej kobiety; ponadto poranne bulwarówki donosiły o romansie Larry’ego z aktorką Joan Plowright. On stał się w stosunku do niej zupełnie oschły. Nie mieli już wspólnych tematów, powodów do śmiechu, nie okazywali sobie czułości w sypialni. Ich małżeństwo oficjalnie zakończyło się w 1961 roku.
***
Umiera 7 lipca 1967 roku w wieku 53 lat, na skutek powikłań spowodowanych chorobą płuc. W testamencie aktorki znalazły się zapisy dla każdego z przyjaciół. O nikim nie zapomniała. W liście do przyjaciółki, rok wcześniej, napisała: ,,Właśnie spisałam swoją ostatnią wolę i rozdałam wszystko, co mam, oraz wiele rzeczy, których nie mam”.
We wtorek 15 sierpnia w anglikańskim kościele St. Martin-in-the-Fields, złożono hołd aktorce. Trzej mężczyźni, którzy ją kochali, Leigh, Olivier i Mervale, siedzieli osobno, każdy pogrążony we własnych wspomnieniach. Na żadnej ceremonii przyznawania statuetek Amerykańskiej Akademii nie było tyle gwiazd. W auli uniwersyteckiej wisiały trzy wielkie fotografie Vivien, dwie jako entuzjastycznej Scarlett O’Hary i jedna z jej ostatniego filmu ,,Statek szaleńców”. Tego wieczoru nie było hymnów ani modlitw. ,,Panowała artystyczna atmosfera, co z pewnością podobałoby się aktorce”.
Na podstawie książki Anne Edwards ,, Vivien Leigh”, Wydawnictwo Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2014, str. 9- 12, 47-51, 105-109, 115, 119, 166, 238- 240, 263-264, 340-342.