Zapraszamy do Sri Lanki
25 lutego 2019, 18:09

Nasz plan był prosty, pobyć na Sri Lance w jednym miejscu, a potem wyruszyć w tripa do Azji. Szukałyśmy jakiegoś workawaya (wolontariaty, na zasadzie pracy w jakimś miejscu w zamian za spanie i jedzenie), jednak nic ciekawego nie mogłyśmy znaleźć. W związku z tym otworzyłam google maps i zaczęłam pisać do każdego z miejsc w Arugam Bay, nie trzeba było długo czekać, już w przeciągu kilku godzin dostałam odpowiedź od jednego z miejsc że są chętni na taki układ.
Zamieszkałyśmy w Arugam Bay, w ośrodku bardzo blisko plaży prowadzonej przez miejscowych. Miejsce zrobiło na nas ogromne wrażenie, czułyśmy się tam jak w małej dżungli, otoczone przepięknymi drzewami i kwiatami. Dowiedziałyśmy się na wstępie dużo o historii wyspy i trudnościach z odbudowaniem szkód po Tsunami.
Nasze zadanie w tym miejscu było trochę niejasne, bardzo chciałyśmy dużo pracować i pomagać, ale wyspiarskie życie jest tego totalnym przeciwieństwem, w związku z czym nie raz nasz dzień pracy kończył się na zamiataniu podłogi. Na szczęście na terenie ośrodka były dwa szczeniaki i od razu opieka nad nimi stała się naszym zadaniem numer 1.
Ośrodek składał się z części hotelowej ( około 8 bungalowów) i z części restauracyjnej, na terenie których pracowało około 20 osób. Często pomagałyśmy wieczorami w kelnerowaniu i pilnowaniu sali, albo piekłyśmy smakołyki dla naszych współpracowników
Miejscowość w której mieszkałyśmy znajdowała się po wschodniej strony wyspy i w okresie letnim to właśnie tam jest high season i najlepsze miejsce do surfowania. Ku mojemu zaskoczeniu miejsce po brzegi wypełnione były Australijczykami i Amerykanami, a cała gospodarka tego miejsca opiera się tylko i wyłącznie na turystyce i gastronomii. Do plaży mieliśmy 2 minuty drogi dlatego oglądanie zachodów słońca było naszym codziennym rytuałem.
Miałyśmy to szczęście, że jako pracownice jadłyśmy codziennie jedzenie przygotowywane przez miejscowych. W lokalach dla turystów można było znaleźć lankijskie jedzenie, ale jak się potem przekonaliśmy propozycje te były bardzo okrojone i przygotowane pod “europejskie” podniebienie. Codziennie niezależnie od dnia na obiad był ryż i curry. Mimo, że brzmi to monotonnie wcale takie nie było, ponieważ curry codziennie było przygotowywane z czegoś innego, z przeróżnych warzyw o których istnieniu nawet nie widziałam, lub owoców morza, albo mięsa. A do tego dodatki z kokosa z chilli, i różnych smażonych warzyw. Jedyny minus do którego było nam się bardzo ciężko przyzwyczaić to ostrość jedzenia, które faktycznie było ciężkie to przyswojenia przez nasze delikatne podniebienie. 3 pierwsze dni płakałyśmy jedząc, a wszystkich wokoło niesamowicie to śmieszyło i powtarzali, że to wcale nie jest ostre
Nasi współpracownicy.
Delektując się lokalnym piwem.
.
Sesja inspirowana makijażem kobiet z Nepalu, wraz z naszą koleżanką hinduską, która pracowała na recepcji hotelu.
Codziennie wyprawy na plażę, wszechobecne rice and curry i psy, czyli kwintesencja Sri Lanki
Safarii, podczas którego zobaczyć można było słonie i bizony.
Wszechobecne psy i szczeniaki. Na szczęście wiele mieszkańców przygarnia pieski, albo dokarmiają je na plaży.
Najlepszy okres na surfowanie po tej strony wyspy to lipiec-sierpień, przy głównej plaży były miejsca dla początkujących jak i takie z olbrzymimi falami, na które wstęp mieli tylko lokalni ludzie.
Dojechałyśmy do Kolombo, głównie po to żeby załatwić przedłużenie wizy, oraz wizę do Indii. Dzięki naszej stronie na Instagramie, skontaktowała się z nami właścicielka Hinduskiego sklepu z prośbą o zrobienie wraz z nią zdjęć produktów, w zamian za pokazanie nam miasta i najfajniejszych miejsc.
Świątynia buddyjska.
jedno z ciekawszych miejsc, które odwiedziłyśmy w Kolombo to red mosque, czyli islamska świątynia o niesamowitych kolorach, która postawiona jest na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic stolicy
resztę czasu spędziłyśmy podróżując po wyspie. Na zdjęciu świątynia na wodzie, na południu wyspy.
Do Kendy trafiłyśmy w porze deszczowej, a mieszkałysmy przez 3 dni w domu naszego znajomego, do którego dostać się trzeba było przez małą dżunglę i po 20 minutowej wycieczce, kończyło się zawsze z pijawkami na całych nogach. Miejsce całkowicie odmienne od plażowych rejonów, pełne zieleni, niesamowitych świątyń i świeżych owoców prosto z drzew.
Świeży owoc kakaowca prosto z drzewa,